| Jestem młody, nie mam nic i mieć nie będę. | 
| Wokół wszyscy na wyścigi się bogacą, | 
| Są i tacy, którym płcą nie wiem za co, | 
| Ale cieszą się szacunkiem i urzędem, | 
| Bo czas możliwości wszelakich ostatnio nam nastał… | 
| Mogę włóczyć się i żyć z czego popadnie, | 
| Mogę okraść kantor, kościół czy przekupkę, | 
| Żyć z nierządu albo doić chętną wdówkę, | 
| Paradować syty i ubrany ładnie — | 
| A chyłkiem jak złodziej o zmroku wymykam się z miasta… | 
| Mogłem uczyć się na księdza lub piekarza | 
| (Duch i ciało zawsze potrzebują strawy), | 
| Na wojaka mogłem iść i zażyć sławy, | 
| Co wynosi i przyciąga bo przeraża, | 
| A młodość to ponoć przygoda, a wojsko to szkoła… | 
| Mogłem włączyć się do bandy rzezimieszków, | 
| Niepodzielnie rządzić lasem lub rozstajem, | 
| Zostać mnichem i dalekie zwiedzać kraje, | 
| Rozgrzeszając niespokojne dusze z grzeszków, | 
| A chyłkiem przez życie przemykam i drżę, gdy ktoś woła… | 
| Jestem młody, jestem nikim — będę nikim. | 
| Na gościncach zdarłem buty i kapotę. | 
| Nie obchodzi mnie co będzie ze mną potem, | 
| Tylko chciałbym gdzieś odpocząć od paniki, | 
| Co goni mnie z miejsca na miejsce o głodzie i chłodzie… | 
| Ludzie, których widzę - stoją do mnie tyłem: | 
| Ten pod bramą leje, ów na pannę czeka. | 
| Nawet pies znajomy na mój widok szczeka… | 
| Sam się z życia nader sprawnie obrobiłem, | 
| Więc chyłkiem powracam do domu o zmroku — jak złodziej. | 
| Jakaś ciepła mnie otacza cisza wokół, | 
| Padam z nóg i czuję ręce na ramionach, | 
| Do nóg czyichś schylam głowę, jak pod topór. | 
| Moje stopy poranione świecą w mroku, | 
| Lecz panika — nie wiem skąd wiem — jest już dla mnie skończona… |