Song information On this page you can find the lyrics of the song Landszaft z kroplą krwi, artist - Jacek Kaczmarski.
Date of issue: 30.03.2014
Song language: Polish
Landszaft z kroplą krwi(original) |
Za oknem jest łąka, jak dżungla obfita |
Źdźbeł, liści i łodyg w labirynt poryta |
Przez niezmordowane dżdżownice |
Za łąką - jezioro, w jeziorze dzieciaki |
Pluskają się co dzień bez celu, dla draki |
By drżeć mieli o co rodzice |
Jezioro się kończy łagodnym wzniesieniem |
Na którym się pasą pod wieczór jelenie |
I kosiarz się zmierzchem zachłyśnie |
Wzniesieniem przesuwa się brzytwa liliowa |
I kroplą po ostrzu jej spływa krwi owal |
Gdy przetnie już słońce — jak wiśnię |
Psy milkną, dzieciaki przestają rozrabiać |
W szuwarach histeria panoszy się żabia |
I tryton w akwarium zamiera… |
I ty — nagle cicha — nie spuszczasz mnie z oka |
W bezruchu twych ramion jest prośba głęboka |
Bym blisko był - tutaj i teraz |
To noc tylko — mówię - nie pierwsza… — przerywasz |
Na usta dłoń kładziesz, kapłanka żarliwa |
Bym w złą czegoś nie rzekł godzinę |
Objęta — w przeczutą wsłuchujesz się grozę |
Za ścianą świat miota się w telewizorze |
Na własną się łaszcząc padlinę |
Za oknem nic nie ma, nic nie ma, nic nie ma! |
Więc trzymam się ciebie rękami obiema |
By wiedzieć, że chociaż ty jesteś |
I toczy nas noc po przepaściach ciemności |
Splecionych jak węże w znak nieskończoności |
Swych skór ogłuszone szelestem |
Podwójne nam tętno godziny odmierza |
Leżymy pośrodku rybiego pęcherza |
I ciemne unosi nas morze |
Nie od nas zależy, co z nami się stanie |
Więc ujrzeć próbuję na drżącej membranie |
Zmierzch, łąkę i dzieci w jeziorze |
Za błoną się wiją płomieni jelita |
Krtań ognia zmiażdżone dżdżownice połyka |
Aż przestrzeń od żaru drga |
I pęka nasz pęcherz, jak mydlana bańka… |
Leżymy bezbronni na dłoni poranka |
Nie w mocy, by cieszyć się z dnia |
(translation) |
Outside the window there is a meadow like an abundant jungle |
Stalks, leaves and stems in an entrenched maze |
Through tireless earthworms |
Behind the meadow - the lake, kids in the lake |
They splash around aimlessly every day, for bastards |
That the parents should tremble |
The lake ends with a gentle rise |
On which deer graze in the evening |
And the mower will choke at dusk |
A lilac razor moves up the hill |
And an oval of blood drips down her blade |
When the sun crosses - like a cherry |
The dogs stop talking, the kids stop making trouble |
In the reeds, hysteria spreads to the frog |
And the triton in the aquarium is dying ... |
And you - suddenly quiet - do not take your eyes off me |
There is a deep prayer in the stillness of your arms |
May I be close - here and now |
It's only night - I say - not the first ... - you stop |
You lay your hand on your lips, zealous priestess |
Lest I say something wrong in an hour |
Embraced - you listen to the terror with your foreboding |
Behind the wall, the world is thrashing on the TV |
Treating carrion on its own |
There is nothing outside the window, nothing, nothing! |
So I hold on to you with both hands |
To know that at least you are |
And the night rolls us through the abyss of darkness |
Entwined like serpents in the sign of infinity |
Their skins are deafened by a rustle |
The double heart rate of the hour is counted by us |
We lie in the middle of the fish bladder |
And the dark sea lifts us |
It is not up to us what happens to us |
So I try to see on a quivering membrane |
Twilight, meadow and children in the lake |
The flames of the intestine twist behind the membrane |
The larynx of fire swallows crushed earthworms |
Until the space vibrates from the heat |
And our bladder bursts like a soap bubble ... |
We lie defenseless on the palm of the morning |
Not in power to enjoy your day |