| W każdym starszym mieście znajdziesz takie domy
|
| Które stoją kilka wieków niewzruszone
|
| Zapatrzy się w okno cichy nieznajomy
|
| I ujrzy jak ktoś też patrzy w jego stronę
|
| Kobieta ubrana z tamtych lat żywotnych
|
| Lekko się uśmiecha, niepewna przybysza
|
| Wykrzykujesz nagle imię jej gwałtownie-
|
| Gioconda! |
| Lecz w oknie pustka, wokół cisza
|
| Gioconda to ona przemyka
|
| Po pięknych krużgankach, przestronnych komnatach
|
| Tam gdzie łuk odcieni, tam gdzie bazylika
|
| Gdzie zdobne portale arkadów kantata
|
| To jej, to jej uśmiech zyskał sobie sławę
|
| Dzisiaj znam plakaty z uśmiechem pełniejszym
|
| Reklamują pastę, papierosy, kawę
|
| Sukienki, obuwie o kształcie piękniejszym
|
| I jeszcze do tego samochód na trawie
|
| Samolot w obłokach, rakietę na księżyc
|
| Jak na Leonarda Da Vincii wystawie
|
| Pomysłów dawniejszych
|
| Gioconda jej uśmiech na twarzy
|
| Świat cudów techniki nieśmiało nam wieszczy
|
| O którym od wieków człowiek ciągle marzy
|
| Byleby to nie był jednak świat złowieszczy
|
| Idziesz przez te bramy które znają wieki
|
| Patrzysz na podwórka, balkony zmurszałe
|
| Widzisz jak przepływa tędy czas kaleki
|
| I jak dawne piękno staje się niestałe
|
| A kiedy zupełnie rozpadnie się w nicość
|
| Ten świat starych murów, bo był przestarzały
|
| Przypomni się wtedy smutne, blade lico
|
| I uśmiech już wtedy bardziej zrozumiały
|
| Gioconda to ona przemyka
|
| Po pięknych krużgankach, przestronnych komnatach
|
| Tam gdzie łuk odcieni, tam gdzie bazylika
|
| Gdzie zdobne portale arkadów kantata |